02-06-2008 21:49
Jak oceniała piąta część jury cz. 5 - ostatnia
W działach: dział wfrp, konkurs alarm! | Odsłony: 16
Arson
Pierwsze wrażenie: Gorący scenariusz
Praca napisana w bardzo lekki i przyjemny sposób, praktycznie "sama się czyta". Trafiają się drobne błędy (zwłaszcza przy pisowni oddzielnej/łącznej i odmianie nazwiska Vogel) oraz literówki, ale nic strasznego. Nie lubię też kolokwializmów, o ile nie są wypowiadane ustami bohaterów opowieści, dla mnie narrator może sobie darować słowa takie jak "burdel" czy "dziwki". Układ tekstu jest czytelny i funkcjonalny - podział na sceny ułatwia znalezienie ich, przy odwoływaniu się doń.
Fabuła jest oparta na pomyśle wyświechtanym i starym jak (Stary) świat - zemsta po latach - ale podano ją bardzo przystępnie, a co ważne okraszono wieloma wątkami pobocznymi, które choć zazwyczaj prowadzą na manowce, to jednak są solidnie przemyślane (żak, cyrkowiec). Fabuła jest... fajna.
Dużo do roboty mają też gracze, od których poczynań zależy niemal wszystko. Prowadząc swoje śledztwo mogą popaść w konflikt ze strażą miejską, miejscowym półświatkiem, studencką bracią, czy domagającym się linczu tłumem. Należy też dodać, że motyw alarmu został fajnie i sensownie wykorzystany.
Moja obawa dotyczy w kilku miejscach motywacji graczy - zwłaszcza przy natychmiastowym wybraniu się do świątyni Shallyi. Do gustu nie przypadło mi zakończenie - epicki finał jak najbardziej, zaplanowanie go także, ale osobiście dałbym BG możliwość uniknięcia go, jeśli wcześniejszymi poczynaniami na to zasłużą, tymczasem autor często stawia znaki STOP-u: nawet jeśli się tego domyślą, nie będzie to możliwe aż do...
Zastanawia mnie też sam tytuł pracy, który odnosi się do treści, ale forma do chrzanu, bo niby dlaczego z angielska?No i mała refleksja na koniec – skoro wielki finał rozgrywa się w wieży alarmowej i to właśnie owa budowla płonie, powstaje pytanie: kto bije w dzwony? Wychodzi na to, że nasz Czarny charakter, ale motywacje takiego zachowania są dla mnie nieznane.
Podsumowując – to bardzo zgrabny scenariusz, nawet po jego przeczytaniu (a była to druga w kolejności praca) nie miałem nic przeciwko, aby znalazł się w czołówce konkursu. Ostatecznie u mnie zajął drugie miejsce, a w konkursie zwyciężył – czego autorowi gratuluję.
Lub czasopisma
Autor pracy umie i - odniosłem wrażenie, że - lubi pisać opowieści. Pomaga mu w tym wyrobiony własny styl i lekkość pióra. Niestety, mam poważne obawy, czy styl ów pasuje do wfrp. Kto odgadłby, że ten fragment pochodzi ze scenariusza do Warhammera: "...spora grupa dziennikarzy i reporterów zapraszających na drinka..."?
Język autora, mimo iż lekkostrawny, potrafi zadławić, a to z kilku przyczyn. Po pierwsze jest to mentorski ton, ciągłe porady i założenia co też się na pewno stanie, co jest oczywiste oraz - uwaga - uzasadnianie dlaczego ta praca jest lepsza od setek innych zamieszczonych w internecie. Po drugie język lekko-luzacki, ale okrutnie kulejący, a najbardziej na lewą zadnią nogę, zwaną gramatyka - piętą Achillesową jest pisownia łączna i rozłączna, oraz nagminne problemy z "e" i "ę" na końcu wyrazów. Po trzecie, niestety w przeciwieństwie do autora nie jestem zwolennikiem wprowadzana do tekstów języka potocznego ("...Feliks trzyma redaktora za jaja.", "odkryli spore gówno ") - jeśli nie pochodzi on z ust bohaterów tekstu, a wygłasza je narrator/autor. Po czwarte, nie uważam za koniecznie używanie słów angielskich tam, gdzie bez problemu można posłużyć się polskimi (target, manager, subquest - zabawne jest zwłaszcza odmienianie tego ostatniego). Do Warhammera nowomowa nie pasuje. Po piąte ten scenariusz napisano w taki sposób, jakby jego akcja toczyła się tutaj i teraz: "A teraz zaczynają się schody i ostra jazda bez trzymanki."; "„panie z okienka”, których podpisy i pieczątki mogą być w pewnych momentach kluczowe". Po wtóre nazwy takie jak: Imperator, Chaos piszemy wielką literą.
Ale nade wszystko drażniła mnie, że posłużę się słownictwem autora, "cwaniacka" maniera ("...uważa, że ustami to pracują jego kobiety, on zaś działa."), która w połączeniu z wzmiankowanym już mentorskim tonem i okrutnym wodolejstwem, sprawiła że tekstowi przybyło objętościowo jakieś dziesięć stron. Swoją drogą drugie tyle, to opisy rzeczy, na które BG nigdy nie trafią, dzięki czemu tekst wygląda jak ramka w ramce.
W kilku przypadkach autor sam gubi się chyba w nagromadzonych informacjach i tak dostajemy w opisie jednej postaci: "Ambitne bydle stojące o krok przed wyczekiwanym awansem na oficera. (...) Z charakteru bardzo sympatyczny i uczciwy człowiek."
Nie wiem też co oznacza porównanie: "z prawdą miał wspólnego tyle, co Karl Franz z inteligencją" - czy Imperator w 2ed. Warhammera jest półgłówkiem? Dlaczego?
Scenariusz w wielu wątkach jest niezgodny z uniwersum wfrp, dostajemy: saracenów ("mężczyzna 38 letni, syn rodu saracenów"), Marienburg będący "współcześnie" częścią Imperium, brak w Altdorfie ambasadora Ulthuanu, ale nade wszystko będący osią przygody system ubezpieczeń wyjęty żywcem z XXI wieku. Nie wiem też jak w świecie zbliżonym do naszego renesansu autor wyobraża sobie "wadliwy system przeciwpożarowy". Hydranty? Spryskiwacze? Niestety jest to dla scenariusza motyw dość istotny. Intryga jest całkiem fajna i pewnością kosztowała autora sporo wysiłku, ale do kwestii prawa i znaczenia opinii publicznej podchodzi w sposób całkiem współczesny. Zwłaszcza jeśli chodzi o wolność słowa - przewijający się w scenariuszu "Dziennik Altdorfski" to wypisz-wymaluj nasz rodzimy "Fakt".
Autorowi brak konsekwencji, najpierw proponuje gotowe postacie, rozpisując się na temat konieczności ich stworzenia, a potem nakreśla je tylko ogólne, pozostawiając ich kreację BG, po to, aby za chwilę wymyślać dosyć naciągany sposób pakowania się w całą kabałę.
Motyw przewodni scenariusza strasznie kuleje, bo jaki jest sens spalenia magazynu? Odwrócenie uwagi. O ile można dyskutować na temat czy faktycznie takie posunięcie odwraca uwagę, o tyle niedorzeczne wydaje się wynajęcie obcych ludzi (BG), którzy zbadają sprawę i wywołają małą wojenkę z miastem, aby tylko wyciągnąć (a raczej wyłudzić) ubezpieczenie.
Poza tym "lampka w głowie" to o wiele za mało, aby większość drużyn podjęła się rozwiązania zagadki płonącego magazynu. To niestety musi być nakazujący palec MG - nic innego. Gracze bez wiedzy jaką ma MG, nie powinni pakować się w całą kabałę.
Na koniec jeszcze jedno niefortunne sformułowanie: "Strony po których mogą stanąć BG są w zasadzie cztery. Pokrótce przyjrzyjmy się im (...)". i kawałek dalej "Ostatnią stroną są gracze."
Nie odmawiam scenariuszowi wielu ciekawych pomysłów, którymi wręcz kipi, mam jednak szczerą obawę, że mało kto poza autorem będzie go w stanie poprowadzić. Być może warto byłoby się zastanowić nad pomocami takimi jak: rozrysowanie sieci wzajemnych relacji pomiędzy poszczególnymi BN (jak to ma miejsce w Wieżach Altdorfu), orientacyjny chronologiczny spis wydarzeń (pomocnych choćby przy publikacjach w gazecie) oraz gotowe współczynniki BN - pracochłonne, ale sam jestem ciekaw jak wygląda najlepszy wojownik po tej stronie Reiku.
Komentarz tym razem dość obfity i nieco oschły, ale po pierwsze praca także była niemała, a po drugie, ta praca to troszeczkę zmarnowana szansa, a scenariusz ten, po solidnym opracowaniu, chętnie widziałbym w naszym dziale.
Pierwsze wrażenie: Gorący scenariusz
Praca napisana w bardzo lekki i przyjemny sposób, praktycznie "sama się czyta". Trafiają się drobne błędy (zwłaszcza przy pisowni oddzielnej/łącznej i odmianie nazwiska Vogel) oraz literówki, ale nic strasznego. Nie lubię też kolokwializmów, o ile nie są wypowiadane ustami bohaterów opowieści, dla mnie narrator może sobie darować słowa takie jak "burdel" czy "dziwki". Układ tekstu jest czytelny i funkcjonalny - podział na sceny ułatwia znalezienie ich, przy odwoływaniu się doń.
Fabuła jest oparta na pomyśle wyświechtanym i starym jak (Stary) świat - zemsta po latach - ale podano ją bardzo przystępnie, a co ważne okraszono wieloma wątkami pobocznymi, które choć zazwyczaj prowadzą na manowce, to jednak są solidnie przemyślane (żak, cyrkowiec). Fabuła jest... fajna.
Dużo do roboty mają też gracze, od których poczynań zależy niemal wszystko. Prowadząc swoje śledztwo mogą popaść w konflikt ze strażą miejską, miejscowym półświatkiem, studencką bracią, czy domagającym się linczu tłumem. Należy też dodać, że motyw alarmu został fajnie i sensownie wykorzystany.
Moja obawa dotyczy w kilku miejscach motywacji graczy - zwłaszcza przy natychmiastowym wybraniu się do świątyni Shallyi. Do gustu nie przypadło mi zakończenie - epicki finał jak najbardziej, zaplanowanie go także, ale osobiście dałbym BG możliwość uniknięcia go, jeśli wcześniejszymi poczynaniami na to zasłużą, tymczasem autor często stawia znaki STOP-u: nawet jeśli się tego domyślą, nie będzie to możliwe aż do...
Zastanawia mnie też sam tytuł pracy, który odnosi się do treści, ale forma do chrzanu, bo niby dlaczego z angielska?No i mała refleksja na koniec – skoro wielki finał rozgrywa się w wieży alarmowej i to właśnie owa budowla płonie, powstaje pytanie: kto bije w dzwony? Wychodzi na to, że nasz Czarny charakter, ale motywacje takiego zachowania są dla mnie nieznane.
Podsumowując – to bardzo zgrabny scenariusz, nawet po jego przeczytaniu (a była to druga w kolejności praca) nie miałem nic przeciwko, aby znalazł się w czołówce konkursu. Ostatecznie u mnie zajął drugie miejsce, a w konkursie zwyciężył – czego autorowi gratuluję.
Lub czasopisma
Autor pracy umie i - odniosłem wrażenie, że - lubi pisać opowieści. Pomaga mu w tym wyrobiony własny styl i lekkość pióra. Niestety, mam poważne obawy, czy styl ów pasuje do wfrp. Kto odgadłby, że ten fragment pochodzi ze scenariusza do Warhammera: "...spora grupa dziennikarzy i reporterów zapraszających na drinka..."?
Język autora, mimo iż lekkostrawny, potrafi zadławić, a to z kilku przyczyn. Po pierwsze jest to mentorski ton, ciągłe porady i założenia co też się na pewno stanie, co jest oczywiste oraz - uwaga - uzasadnianie dlaczego ta praca jest lepsza od setek innych zamieszczonych w internecie. Po drugie język lekko-luzacki, ale okrutnie kulejący, a najbardziej na lewą zadnią nogę, zwaną gramatyka - piętą Achillesową jest pisownia łączna i rozłączna, oraz nagminne problemy z "e" i "ę" na końcu wyrazów. Po trzecie, niestety w przeciwieństwie do autora nie jestem zwolennikiem wprowadzana do tekstów języka potocznego ("...Feliks trzyma redaktora za jaja.", "odkryli spore gówno ") - jeśli nie pochodzi on z ust bohaterów tekstu, a wygłasza je narrator/autor. Po czwarte, nie uważam za koniecznie używanie słów angielskich tam, gdzie bez problemu można posłużyć się polskimi (target, manager, subquest - zabawne jest zwłaszcza odmienianie tego ostatniego). Do Warhammera nowomowa nie pasuje. Po piąte ten scenariusz napisano w taki sposób, jakby jego akcja toczyła się tutaj i teraz: "A teraz zaczynają się schody i ostra jazda bez trzymanki."; "„panie z okienka”, których podpisy i pieczątki mogą być w pewnych momentach kluczowe". Po wtóre nazwy takie jak: Imperator, Chaos piszemy wielką literą.
Ale nade wszystko drażniła mnie, że posłużę się słownictwem autora, "cwaniacka" maniera ("...uważa, że ustami to pracują jego kobiety, on zaś działa."), która w połączeniu z wzmiankowanym już mentorskim tonem i okrutnym wodolejstwem, sprawiła że tekstowi przybyło objętościowo jakieś dziesięć stron. Swoją drogą drugie tyle, to opisy rzeczy, na które BG nigdy nie trafią, dzięki czemu tekst wygląda jak ramka w ramce.
W kilku przypadkach autor sam gubi się chyba w nagromadzonych informacjach i tak dostajemy w opisie jednej postaci: "Ambitne bydle stojące o krok przed wyczekiwanym awansem na oficera. (...) Z charakteru bardzo sympatyczny i uczciwy człowiek."
Nie wiem też co oznacza porównanie: "z prawdą miał wspólnego tyle, co Karl Franz z inteligencją" - czy Imperator w 2ed. Warhammera jest półgłówkiem? Dlaczego?
Scenariusz w wielu wątkach jest niezgodny z uniwersum wfrp, dostajemy: saracenów ("mężczyzna 38 letni, syn rodu saracenów"), Marienburg będący "współcześnie" częścią Imperium, brak w Altdorfie ambasadora Ulthuanu, ale nade wszystko będący osią przygody system ubezpieczeń wyjęty żywcem z XXI wieku. Nie wiem też jak w świecie zbliżonym do naszego renesansu autor wyobraża sobie "wadliwy system przeciwpożarowy". Hydranty? Spryskiwacze? Niestety jest to dla scenariusza motyw dość istotny. Intryga jest całkiem fajna i pewnością kosztowała autora sporo wysiłku, ale do kwestii prawa i znaczenia opinii publicznej podchodzi w sposób całkiem współczesny. Zwłaszcza jeśli chodzi o wolność słowa - przewijający się w scenariuszu "Dziennik Altdorfski" to wypisz-wymaluj nasz rodzimy "Fakt".
Autorowi brak konsekwencji, najpierw proponuje gotowe postacie, rozpisując się na temat konieczności ich stworzenia, a potem nakreśla je tylko ogólne, pozostawiając ich kreację BG, po to, aby za chwilę wymyślać dosyć naciągany sposób pakowania się w całą kabałę.
Motyw przewodni scenariusza strasznie kuleje, bo jaki jest sens spalenia magazynu? Odwrócenie uwagi. O ile można dyskutować na temat czy faktycznie takie posunięcie odwraca uwagę, o tyle niedorzeczne wydaje się wynajęcie obcych ludzi (BG), którzy zbadają sprawę i wywołają małą wojenkę z miastem, aby tylko wyciągnąć (a raczej wyłudzić) ubezpieczenie.
Poza tym "lampka w głowie" to o wiele za mało, aby większość drużyn podjęła się rozwiązania zagadki płonącego magazynu. To niestety musi być nakazujący palec MG - nic innego. Gracze bez wiedzy jaką ma MG, nie powinni pakować się w całą kabałę.
Na koniec jeszcze jedno niefortunne sformułowanie: "Strony po których mogą stanąć BG są w zasadzie cztery. Pokrótce przyjrzyjmy się im (...)". i kawałek dalej "Ostatnią stroną są gracze."
Nie odmawiam scenariuszowi wielu ciekawych pomysłów, którymi wręcz kipi, mam jednak szczerą obawę, że mało kto poza autorem będzie go w stanie poprowadzić. Być może warto byłoby się zastanowić nad pomocami takimi jak: rozrysowanie sieci wzajemnych relacji pomiędzy poszczególnymi BN (jak to ma miejsce w Wieżach Altdorfu), orientacyjny chronologiczny spis wydarzeń (pomocnych choćby przy publikacjach w gazecie) oraz gotowe współczynniki BN - pracochłonne, ale sam jestem ciekaw jak wygląda najlepszy wojownik po tej stronie Reiku.
Komentarz tym razem dość obfity i nieco oschły, ale po pierwsze praca także była niemała, a po drugie, ta praca to troszeczkę zmarnowana szansa, a scenariusz ten, po solidnym opracowaniu, chętnie widziałbym w naszym dziale.