» Blog » Negocjacje w RPG
09-09-2018 20:53

Negocjacje w RPG

W działach: RPG | Odsłony: 527

Jestem po 48 godzinach bez snu. Całą noc pracowałem nad swoją konwersją Gasnących Słońc na Fate Core. To coś niesamowitego. Usiadłem przy klawiaturze i pisałem i pisałem i nie mogłem przestać do rana. Najśmieszniejsze, że możliwe, że nigdy nie zagram w tę konwersje. Ale coś w moim wnętrzu sprawia, że raz na jakiś czas siadam i jak ten głupi stukam w klawisze o nierealistycznym świecie, z fikcyjną religią, nierealną polityką i mechaniką której może nigdy nie użyje. I robię to godzinami.

W każdym razie, żeby notka nie była całkowitym spamem, powinno być w niej coś co się przyda czytelnikom. Podczas pracy nad notką wyniknęło tzw. Pożywienie dla myśli. Mianowicie mam gracza, który jeśli by w to zagrał, stworzył by postać której standardowo nie ma w tym świecie. Miałby koncepcje zagrania technokapłanem – księdzem który jest ekspertem od technologii.

Ja się na to nie zgadzałem. I długo obaj uzasadnialiśmy swoje racje. Ja, że kościół w Gasnących traktuje wynalazczość jako grzech Drugiej Republiki. On że jeśli inkwizycja ma tropić zakazaną technologię, to muszą mieć kogoś kto się na niej zna. Toczyły się negocjacje.

I tak mnie zastanawia jak daleko można w takich sytuacjach odpuścić. Pamiętam jak Enc pisał, że jeśli MG wrzuca Wiedźmina do Warhammera, albo Predatora do Cyberpunka, to już nie jest ten system w jaki umawialiśmy się grać i coś jest nie tak. A co jeśli Gracz marzy o zagraniu Wiedźminem bądź predatorem? Twardo powiedzieć NIE TO NIE TA GRA! To pytanie może być jeszcze bardziej rozmyte, bo w zasadzie negocjujemy wszystko przy stole. Pamiętam ile się musiałem namęczyć, żeby zagrać Technokratą w Magu: Wstąpienie. Czasem koncepcja MG i Gracza się różni i wtedy zaczynają się targi. Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że MG nie gra sam ze sobą, gracze też powinni mieć trochę przyjemności z sesji a jeśli tak, to nie można powiedzieć MA BYĆ TAK JAK JA CHCĘ. KONIEC. Pytanie tylko jak bardzo można odpuścić swoją wizję.

Bo powiedzmy sobie szczerze, mechanicznie Techno kapłan nie byłby mocniejszy od innych. Jakieś logiczne uzasadnienie dla niego jest. A przynajmniej są różne za i przeciw. I można spokojnie powiedzieć: Chcesz GSY są pojemne, graj takim jak sobie wymyśliłeś.

Z drugiej strony gracz chce stworzyć malutki zakon technokapłanów. Wygląda to trochę tak jakby wprowadzał wiedźmina do Warhammera. Niby wszystko pasuje, i tu i tu fantasy i tu i tu można zabijać potwory, tylko trochę klimatycznie zgrzyta. To tak jakby ubrać zimą ciepłą kurtkę w różowym kolorze. Niby fajnie grzeje ale wygląd nie ten.

Zauważyłem że różni MG różnie podchodzą do tego typu tematów. I czasami zmienia im się to w zależności od gracza. Znam prowadzącego, który jednemu graczowi na wszystko pozwala. A z innym o wiele rzeczy się spiera. Znam MG który jest bardzo autorytarny i jeśli komukolwiek na cokolwiek poza jego koncepcją pozwala na sesji, to jest już sukces. Ja przyznaje się bez bicia, że czasem wydaje mi się, że jestem za bardzo ugodowy. Wolę by gracze dobrze się bawili niż mielibyśmy walczyć o każdy szczegół. W każdym razie, zauważam że umiejętność negocjacji zarówno jako gracz gdy chcemy do czegoś przekonać MG czy jako prowadzący jest przydatna. Zwłaszcza jeśli nie wszyscy przy stole zgadzają się na kompletną nienaruszalność mechaniki.

Komentarze


AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1

Zdecydowanie najlepsze z opowiadań, jakie ostatnio zamieściłeś na blogu - wiarygodne postacie, dobrze zarysowana sytuacja, otwarte zakończenie dające czytelnikowi do myślenia, jak bohaterowie zachowają się dalej, i jak ostatecznie sprawa się zamknie. Tylko dialogi do dopracowania, ale poza tym jest świetnie.

A odkładając na bok złośliwości - kwestia nie tylko w tym, kim chce grać gracz, ale czy i w jakim stopniu zmienia tym obraz świata. Jeśli gracz chce bohatera znającego zakazaną wiedzę, zbierającego i studiującego strzępki zachowanych przez wieki informacji o wyklętej technologii, to jedno. Ale jeśli dodatkowo wprowadza "malutki zakon" kolesi, którzy robią to samo razem z nim i wszyscy hurtem mają na to dyspensę od Kościoła Niebiańskiego Słońca, to już zupełnie inna bajka.

Odnosząc się do przykładu z Predatorem w Cyberpunku - są pełne konwersje (bodaj Chromebook 2), i skoro mamy ludzi robiących się na Orki, humanoidalne rekiny albo króliczki, to czemu nie na Predatora? Rozpruwacze, kamuflaż, termowizja, wzmocnienie mięśni i kości, pewnie splot skórny, do tego trochę kosmetyki i proszę - Predator jak malowany. Pewnie, kosztowałoby to mnóstwo kasy i wymagało czasu, ale spokojnie jest do zrobienia w istniejących ramach systemu i mogłoby być pomysłem na motywację postaci do działania i zarabiania mamony na wszystkie te wszczepy. Natomiast jeśli gracz chciałby grać faktycznym kosmitą z innej planety, to już przesada. No, chyba że po prostu taka forma cyberpsychozy - postać wierzy, że naprawdę jest przybyszem z innej planety; gracz myśli, że MG dał mu grać Predatorem, a to wszystko, panie dziejku, tylko urojenia postaci, która przedawkowała z cyborgizacjami.

09-09-2018 21:53
Enc
   
Ocena:
+1

Predator w CP2020 jest spoko, jeśli pojawia się za zgodą (absolutnie nie milczącą) wszystkich graczy. Ja bym bardzo chciał zagrać Sayaninem w WFRP. Nie, wcale nie dla parametrów ;) Czy to znaczy, że MG ma olać wszystko, wsadzić klona Goku do Starego Świata i ignorować oskarżycielski wzrok reszty? Pewne ramy świata i zasad są niezbędne by grupa mogła kontrolować swoich bohaterów.

10-09-2018 08:11
Johny
   
Ocena:
+2

To co mnie zainteresowało to to, że znowu to robimy. Negocjujemy.

Adam: Predator uzasadniony w ramach świata może być. Kosmita to już przesada.

Enc: Czemu? Jeśli wszyscy się zgodzą, to spoko.

Adam: Ok: +1.

Umiejętność przekonywania do swoich racji jest w RPG kluczowa. Zwłaszcza jeśli gra się z ograniczoną mechaniką i trzeba przekonać MG że to co robi nasza postać "jest realistyczne" i "ma szansę powodzenia". Teraz mi się wydaje, że ludzie którzy grają narracyjnie bez kostek po jakimś czasie mogliby prowadzić negocjacje z terrorystami w sprawie uwolnienia zakładników ;).

Właśnie dlatego lubię kostki. Dają szansę także tym mniej wygadanym. Można sobie rzucić na przekonywanie i nie trzeba udowadniać że jest się lepszym dyplomatą niż MG.

10-09-2018 18:47
Exar
   
Ocena:
+1

Właśnie dlatego lubię kostki. Dają szansę także tym mniej wygadanym. Można sobie rzucić na przekonywanie i nie trzeba udowadniać że jest się lepszym dyplomatą niż MG.

Jest to bardzo ważny punkt. Mi się parę razy zdarzyło, że graczowi nie chciało się gadać z BNem jakoś przesadnie długo gadać (a gracz miał dobre statsy z cech około-dyplomatycznych) i mnie (mistrza) opieprzył, że on chce po prostu rzucić. Bo często przyjmuje się, że nie dość że ktoś ma dobre statsy w gadce, to jeszcze musi faktycznie dobrze gadać. To tak jak by w czasie walki gracz musiał robić pompki albo salta, żeby pokazać jak on dobrze walczy.

11-09-2018 08:35
Enc
   
Ocena:
+1

Johny, nie pisałem o negocjowaniu (bo to szerszy temat, w RPG często strony dyskusji nie startują z tak samo mocnej pozycji), tylko o pogardzie względem realiów i zasad gry oraz niefajnemu wymuszaniu profitów „bo taki powinien być predator”.

14-09-2018 09:11
Johny
   
Ocena:
0

Wymuszania profitów w stylu "jeśli mechanika nie odzwierciedla mojej wizji bohatera, tym gorzej dla mechaniki" też nie lubię.

Problem w tym, że po pierwsze sam nie jestem święty i jak czasem MG nagnie świat dla mojej postaci, nie zawsze protestuję. Na przykład kiedyś grałem w Neuroshimę. Grałem mutantem łowcą mutków i pamiętam że w czasie jednej walki była scena rodem z Fallouta kiedy mogłem sobie postrzelać z miniguna. Co kiedyś MG wykluczał bo twierdził, że tyle zasobów amunicji, w tak postapokaliptycznym świecie jest kompletnie niepraktyczne. I przyznaje się bez bicia, że nie krzyczałem że ta scena jest bezsensowna, tylko świetnie się bawiłem.

Po drugie, w mojej obecnej drużynie mechanika i realia są postrzegane nie jako niezmienna konstytucja chroniąca prawa wszystkich a raczej wskazówki jak się bawić, wskazówki które można łatwo zmienić gdy w zabawie przeszkadzają. Dlatego dyskusje typu "ta dyscyplina wampirza powinna być mocniejsza, bo wszyscy wiedzą, ze wampiry to potężne istoty" zdarzają się dość często.

 

16-09-2018 09:42
John Connor
   
Ocena:
+1

Mam wrażenie, że ta notka sama w sobie stanowi znikoma wartość merytoryczną, choć porusza ciekawą kwestię. Wygląda mi to raczej na jakąś nagłą myśl, która przyszła cido głowy i postanowiłeś ją przelać na papier nie do końca wiedząc, w jaki sposób ją rozwinąć. Przede wszystkim zmienił bym jej tytuł, bo wygląda na całkiem od czapy. A tekst nadaje się na dość obszerny i ciekawy almanach. Może w wolnej chwili go rozwiniesz?

 

Problem w tym, że po pierwsze sam nie jestem święty i jak czasem MG nagnie świat dla mojej postaci, nie zawsze protestuję. Na przykład kiedyś grałem w Neuroshimę. Grałem mutantem łowcą mutków i pamiętam że w czasie jednej walki była scena rodem z Fallouta kiedy mogłem sobie postrzelać z miniguna. Co kiedyś MG wykluczał bo twierdził, że tyle zasobów amunicji, w tak postapokaliptycznym świecie jest kompletnie niepraktyczne. I przyznaje się bez bicia, że nie krzyczałem że ta scena jest bezsensowna, tylko świetnie się bawiłem.

 

Jaki Mistrz Gry, takie uniwersum. Neuroshima jest akurat skonstruowana dość luźno, jeżeli chodzi o niuanse. Można montować w niej kolejne elementy, lub demontować te, które nam nie pasują bez szkody dla systemu. Dodatkowo twórcy dali Mistrzowi i Graczom pomoc w postaci kolorów, które perfekcyjnie oddają klimat przedstawionych za ich pomocą konwencji. Problem w tym, że ludzie z nich nie korzystają.
Nie wiem jak to wygląda w innych krajach, ale jeśli chodzi o Polskę, to odnoszę nieodparte wrażenie, że jest to związane z naszym narodowym zamiłowaniem do cierpiętnictwa i ulubioną dyscypliną życia - martyrologią.
W Warhammera też nie gra się u nas inaczej (w większości przypadków), jak od pierwszej profesji, by jak najbardziej żałośnie szczeznąć w błocie i kałuży własnych wymiocin. Najpewniej od zakażenia. Żeby było jeszcze dramatyczniej i mroczniej, to Mistrzowie Starego Świata z reguły życzą sobie postać jak najbardziej zwyczajną i nieprzygotowaną na trudy, jakim przyjdzie jej stawiać czoła w otaczającej ją rzeczywistości. Zatem krzywo patrzą na wszelakich rycerzy czy innych najemników, bo ci przecież są w stanie się obronić. Oczywiście teoretycznie, bo wiadomo, że praktycznie w Warhammerze każda postać jest upośledzona ze względu na mechanikę, która ma w ten idiotyczny sposób symulować marność nad marnościami. Ale to osobna historia. Więc owi mistrzowie przychylnie spojrzą na każdego, kto zagra zwykłym kucharzem, węglarzem, śmieciarzem, ciurą obozową czy kimś, kto właściwie nie nadaje się do niczego. Bo przecież Jesienna Gawęda zawsze na propsie. I tym sposobem większość ciekawych profesji w rodzaju Mistrzów Zakonnych Czy Mistrzów Magii kurzy się i ginie w pomrokach dziejów, choć mogłyby uczestniczyć w epickich przygodach, co nie znaczy, że mniej niebezpiecznych. 
A co z Neuroshimą? Produktem nasyconym ukochaną przez Polaków martyrologią jest fanowski dodatek "Ołów", który czyni walkę niebezpieczną do granic absurdu i przyzwoitości. A po ten dodatek chętnie Mistrzowie sięgają. Za to na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy posypują sesje Chromem. Niekoniecznie prowadząc tylko w takim stylu, ale w ogóle go używając. 
Ja sam wychodzę z założenia, że w Neuroshimie najlepiej żonglować konwencją i mieszać różne style. Doskonale sprawdza się wbijanie w postaci graczy zardzewiałych, moralnych ćwieków, by potem dać im do łapy chromowane M60, czy nawet Miniguny i pozwolić wypruć ze śmigłowca grad pocisków w hordę mutantów, albo Molochowych poczwar. Abstrahując od tego, że mechanika walki wręcz jest w Neuroshimie zepsuta do tego stopnia, iż staje się elementem o którym się praktycznie zapomina. Choć nie do końca. Bo i tak wielu mistrzów woli męczyć się z tą mechaniką, aniżeli dać graczom więcej pocisków, by do walki wręcz musiało dochodzić jedynie w ostateczności. Bo przecież klimat. Klimat musi być. I znowu mamy sytuację, w której gracze zaczynają i kończą jako gołodupce, którzy ledwo znajdą tam jakieś karabiny, a co fajniejsze zabawki w rodzaju granatników, granatów, wszczepów pozostają mrzonką. Nie wspominając już o bardziej futurystycznych zabawkach w rodzaju karabinów Gaussa czy broni masowego rażenia. Bo konwencja, bo postapo, bo musi być błoto, rdza i znój. Trzeba liczyć każdy nabój i nie mieć nic, bo inaczej nie jest fajnie. 
Bardzo wielu Mistrzów Gry zapomina, że popadanie w skrajności nie jest fajne. Chyba, że celowo sięgamy po systemu bądź konwencje, które na skrajnościach mają się opierac, jak Exalted czy Nieboracy. Niełatwo zmienić podejście, bo to wymaga zmiany sposobu myślenia. Przekonania się do tego, że wszystko jest dla graczy. W innym wypadku większość zawartości systemu się po prostu marnuje.
Nie jest to oczywiście domeną tylko i wyłącznie Warhammera czy Neuroshimy. W D&D Mistrzowie też chętniej prowadzą dla niskopoziomowych postaci, bo te łatwiej kontrolować, a rzucenie przeciwko nim 3k6 goblinów zawsze jest proste. Nie trzeba się głowić nad wyzwaniami i silniejszymi przeciwnikami. Dla niskolevelowców zwykłe wilcze doły czi inne pułapki są wyzwaniem, które może doprowadzić ich do zguby. Dla postaci, które się już trochę wyrobiły, Mistrz Gry musi się o wiele bardziej natrudzić. Nie tylko, jeśli chodzi o to, by wyzwania były o wiele bardziej wymagające. Również o to, by wszystko do siebie pasowało i świat przedstawiony dostosowywał się do Bohaterów Graczy. W końcu ile można tłuc gobliny i ratować koty z drzew? Ale to jest łatwo wprowadzić. Gorzej, jak trzeba sięgnąć po anioły, demony i cały ten kram. 
To również tyczy się innych systemów. O ileż łatwiej jest trzymać graczy i wydarzenia w sesji w rydzach, dając im kilka naboi na krzyż i jakieś prehistoryczne pukawki...
Osobiście omijam takich ludzi szerokim łukiem, bo nie ma dla mnie nic gorszego, aniżeli Mistrz Gry rozmiłowany w ograniczaniu graczy na każdym kroku z powodu wypaczonego pojęcia klimatu czy też zwykłego lenistwa.
Dawno przestało mnie bawić granie Śmieciarzem czy Szczurem, podczas gdy jest tyle fajnych profesji w zasięgu ręki. Tym bardziej mając świadomość, że zapewne moja postać nie dożyje drugiej profesji.
Ile razy można tak zaczynać od początku? Nie to, żebym nie lubił grania "od zera do bohatera". Wręcz przeciwnie. Tyle, że taki styl bardziej pasuje mi tu do gier komputerowych pokroju Diablo czy World of Warcraft. Zaczynasz na pierwszym levelu no i mozolnie pniesz się w górę. Jednak w grach RPG, gdzie rzecz rozchodzi się o odgrywanie roli, dlaczego miałbym odmówić sobie wcielenia się w kogoś, kto już coś potrafi i coś ma? Czyż połową przyjemności z grania nie jest właśnie tworzenie postaci i bycie tym, który pozwoli zaistnieć jej w świecie stworzonym przez Mistrza Gry?

Na koniec odnosząc się bezpośrednio do fragmentu twojej wypowiedzi: A kto niby powiedział, że taka scena jest bezsensowna? Może w tym postapo akurat amunicji nie brakuje, a przynajmniej nie na tyle, by można było do takiej sceny dopuścić? Co to za zabawa w postapo, w którym byłoby tyle, co w Polsce za czasów PRL? Nic nie masz i nic nie znajdziesz, bo nic nie ma. Bo koniec świata. Świetna zabawa! No naprawdę...

Dlatego od realizmu wolę wiarygodność. O ile nie przyćmiewa ona grywalności, która przekłada się bezpośrednio na dobrą zabawę.

17-09-2018 00:26
Exar
   
Ocena:
0
John Connor - fajny wnik. Grałeś/robiłeś postać w Travellerze?
17-09-2018 06:57
Vukodlak
   
Ocena:
0

Mmmm, Traveller. Kumpel zrobił sobie postać, myślał coś o żołnierzu piechoty, albo kosmicznym marine. Wyszedł mu niespełniony pisarz, który skończył jako profesor literatury i krytyk literacki na jakiejś zapyziałej stacji kosmicznej. IMO sama słodycz.

17-09-2018 09:50
John Connor
   
Ocena:
0

@Exar

Nie grałem w Travellera. W ogóle rzadko mam ochotę grać w sci-fi.

17-09-2018 12:02
Exar
   
Ocena:
0
@Vukodlak
Jak w życiu:)
17-09-2018 15:44
Johny
   
Ocena:
0

@John Connor

To zależy od założeń. Jeśli gramy w survival, to przerośnięty mutant z minigunem jest bez sensu.

Podobnie w drugą stronę. Kiedyś, chyba w Magii i Mieczu był tekst "A ja będę piekarzem" który mówił że wybór zwykłego piekarza na sesji Cyberpunka na której pozostali gracze to zawodowi Solo, Netrunnerzy itp. planujący porwanie człowieka korporacji. No cóż na takiej sesji wybór zwykłego piekarza jest bez sensu.

A to że są gracze, którzy jak ja, lubią pobiegać z minigunem, albo jak fani jesiennej gawędy, pograć zwykłym piekarzem, to inna bajka.

 

18-09-2018 21:47
John Connor
   
Ocena:
0

@Johny

Dlaczego jest bez sensu? Najpierw należałoby sobie uświadomić, co dokładnie oznacza słowo "survival". Wielu ludzi błędnie interpretuje je jako "smród, bród i ubóstwo". Tak nie jest. Survival, to po prostu przetrwanie w niesprzyjających okolicznościach. Nie jest powiedziane, że ma to się wiązać z bieganiem w samych gaciach i rozpalaniem ognia patykami. Gra Left 4 Dead i film Świt Żywych Trupów też traktują o przetrwaniu w świecie opanowanym przez żywe trupy, przy czym bohaterowie dysponują przecież całkiem niezłym ekwipunkiem, który tak czy inaczej w zaistniałych okolicznościach okazuje się niewystarczający. Za to akcja jest przednia. Mutant z minigunem też pasuje, tylko że okoliczności będą inne. Trzeba dopasować scenografię, możliwości i sprzęt bohaterów do okoliczności. 

Powiedzmy, że robimy survival w Cyberpunk 2020. Nie ma to może sensu, ale da się, tylko trzeba odpowiednio podejść do tematu. Gracze na pewno będą dysponowali niezłymi zabijakami, ale można wykreować takie okoliczności, w których ich zabijacy będą musieli się mocno postarać, by przeżyć. W Predatorze też tak było. Zawsze znajdzie się większa ryba.

Powiedzmy, że gracze wplątują się w uliczną zawieruchę. Dość poważną. Jakieś politycze niesnaski przed wyborami czy inne korpo-problemy pierwszego świata. Teraz zostaje odcięty ciężkim sprzętem. Żołnierze nie pieprzą się w tańcu, tylko walą ze wszystkiego. Jedyne, co gracze mogą zrobić, to zwiewać kanałami. Sami na ten pomysł nie wpadną? To AV-ka czy Borys pierdyknie im pod nogi rakietami i zwalą się do kanałów wraz z ulicą, na której stali. I zaczyna się survival...

Potem się okazuje, że są poszukiwani z jakiegoś tam powodu, muszą się przebić przez kanały, które mogą okazać się całkiem ciekawą plątaniną tuneli i baz ruchu oporu czy punków. I tak dalej i tak dalej. high-tech survival? Czemu nie.

Albo gracze wbijają się do wieżowca jednej z korporacji po coś tam. Są dobrze przygotowanymi kozakami. Dostali takie zlecenie no i lezą. Oczywiście wpadają w pułapkę. I teraz trzeba się z tego budynku wydostać w jednym kawałku. Surival? Jak najbardziej.

Neuroshima. Powiedzmy, że gracze są żołnierzami Posterunku. No, ogólnie mieli kaprys być powiązani z tą organizacją. Jest więc w drużynie łowca maszyn, żołnierz i takie tam. Ekwipunek mają całkiem porządny, bo Posterunek dba swoich ludzi. No więc lezą na misję i wpadają w zasadzkę. Maszynki molocha czy tam mutanty atakują! Najpierw gracze muszą się wyprztykać z zapasów, by odeprzeć atak, a to dopiero pierwsza fala. Potem trzeba się przemieścić i znowu wyprztykać. Może coś po drodze znajdą, ale ogólnie w takich sytuacjach sprzętu zawsze będzie za mało.

I tak dalej i tak dalej...

 

Przykład z piekarzem był skrajny i mam wrażenie, że to temat na osobny artykuł. Zresztą, pewnie już było kilka takich o ty, jak NIE grać w RPG. Wiadomo, że postaci muszą być dopasowane do sesji, a żeby tak było, muszą o to zadbać zarówno gracze, jak i MG. Mistrz musi graczom dać wyraźnie do zrozumienia, co do sesji pasuje. Może nawet zaproponować archetypy. Z kolei gracze powinni się dostosować i nie wydziwiać za bardzo.

Pomijam sytuacje wyjątkowe, kiedy jeden z graczy celowo i za zgodą pozostałych uczestników sesji gra postacią nieco odstająca od reszty.

18-09-2018 22:25
Johny
   
Ocena:
0

Jestem pewien, że nie o taki rodzaj survivalu wtedy chodziło. I nie, nie uważam by było to coś złego. Niektórzy lubią ścigać się w formule jeden, a inni przedzierać przez błoto biegnąc w runmageddon.

Bardzo lubię to pierwsze. Ale jeśli mam zaufanie do MG, wiem, że nie ma jakiś sadystycznych skłonności do gnojenia graczy i będzie sprawiedliwy, to chętnie uczestniczę także w tym drugim. 

23-09-2018 19:19

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.